23 stycznia 2008

Zamek w Niedzicy, księżniczka Umina i skarb Inków


Zamek w Niedzicy miałam okazję odwiedzać już kilkakrotnie, jednak za każdym razem zauważam coś nowego.


Przez prawie cały rok przybywają tutaj turyści i trudno znaleźć okazję, by w spokoju "poczuć" magię tego miejsca. O każdej porze roku, dnia, wygląda ono inaczej, ale zawsze urzekająco pięknie. Na drodze wiodącej do bramy zamkowej stoi znak, oznajmiający, iż od 21-ej do piania kogutów zamek przejmują w swoje władanie duchy, więc może lepiej o tej porze lepiej nie zakłócać ich spokoju.
Nie jest moim zamiarem opisywanie tutaj całej historii zamku. Chcę jedynie zwrócić Waszą uwagę na to, co moim zdaniem warte jest obejrzenia i podać kilka ciekawych faktów, dzięki którym może zajrzycie do Niedzicy, gdy nadarzy się ku temu okazja.



Stojący na stromej skale wapiennej, prawie 80 metrów nad poziomem Dunajca i 566 m n.p.m. zamek góruje nad okolicą, przeglądając się w wodach zalewu, powstałego w wyniku budowy zapory, przez co stracił nieco na swojej wyniosłości. Naprzeciw, również jako "orle gniazdo" wznosiła się warownia Czorsztyn, po której pozostały do dziś tylko ruiny.


Badania archeologiczne wskazują, że początków istnienia zamku w Niedzicy należy szukać w XIIIw. Była to wtedy jedynie drewniana strażnica, której fundatorem był Kokosz Berzeviczy z Tyrolu, poddany króla węgierskiego. Przez kilka wieków przechodził burzliwe dzieje, zmieniając właścicieli, którzy w różnym stopniu mieli wpływ na jego rozbudowę, wygląd i przeznaczenie. Niegdyś była tu tylko wieża, budynki mieszkalne i kaplica, a dostępu doń bronił most zwodzony. Przechodząc z rąk do rąk, zamek przeżywał to rozkwit, to znów popadał w ruinę. Wielokrotnie oblegany, zdobywany, nieraz jednak zdołał się obronić najeźdźcom. W 1533r. opanował go rozbójnik Jerzy Witzthum. Stąd to jego bandy wyruszały na rabunek. Duże zmiany na zamku wprowadził Jerzy Horvath z Palocsy, który przejął go w 1589r. Dzięki niemu to warownia zyskała renesansowy charakter. W tym czasie powstał m.in. zamek średni.


Niestety pod koniec XVIIIw. Dunajec był w tak złym stanie, że nie nadawał się do zamieszkania. W poł. XIXw. wielki pożar strawił dolne skrzydła mieszkalne.
Po I wojnie światowej Niedzica znalazła się w granicach państwa polskiego. Zakończenie II wojny światowej było dla zamku następnym, ale i ostatnim ciosem. Wtedy to oddziały armii sowieckiej oraz okoliczna ludność dokonały w nim wielu zniszczeń i dewastacji. W 1945r. niedzicki zamek został znacjonalizowany, a w 1949 przekazany Ministerstwu Kultury i Sztuki. Po wykonaniu niezbędnych prac konserwatorskich udostępniono go zwiedzającym.
Zainteresowanych historią zamku zapraszam tutaj.



Dziś, przybywając na zamek, mamy okazję obejrzeć najstarszą jego część, czyli tzw. zamek górny oraz zamek średni, gdzie możemy zapoznać się z historią, budową architektoniczną i ówczesnym wyposażeniem tego miejsca. Zamek jest dosyć dobrze zachowany. Zarys jego murów pięknie prezentuje się z zapory na Dunajcu, skąd możemy ujrzeć panoramę dwóch zamków: Niedzicy i Czorsztyna oraz ich unoszące się na spokojnej toni Zalewu Czorsztyńskiego odbicia. Życie w dosyć spartańskich warunkach jak sądzę nie było łatwe. Światło i powietrze przenikały do wnętrza przez nieduże okna. Pomieszczenia ogrzewane były kominkami, więc nawet latem było tam chłodno i wilgotno.



Polecam widok z tarasów widokowych, z których możemy dostrzec także warownię Czorsztyn, pobliską zaporę, Zalew Czorsztyński, Pieniny, a przy sprzyjających warunkach pogodowych Tatry.
To właśnie pod górnym zamkiem znajdowało się więzienie, gdzie podobno przetrzymywano Janosika. Dziś można tam obejrzeć dyby i kilka narzędzi tortur. Tam też znajduje się kuta w skale 90-metrowej głębokości studnia, z którą to wiąże się legenda o księżniczce Brunhildzie. Opisał ją A. Bahdaj, a następnie została pokazana w serialu "Wakacje z duchami", który częściowo powstał właśnie tu, na zamku w Niedzicy. Czy pamiętacie tę Białą Damę, ukazującą sie na wieży i charakterystyczny głos, proszący: "Przebacz mi Brunhildo...". Tak książę Bogusław prosił swą małżonkę o wybaczenie, gdy ta odepchnięta podczas jednej z małżeńskich kłótni, wyleciała przez okno wieży, wpadając prosto w czeluść studni. Małżonek długo musiał czekać na darowanie winy. Gdy to się stało, za karę stracił swoją bujną czuprynę. Od tej pory mówi się, że kto nad studnią wymówi imię swej ukochanej, a nie był jej wierny, spotka go los księcia Bogusława.
Z zamkiem związanych jest kilka legend. Następna z nich opowiada o przepowiedni, którą usłyszał młody Jan Horvath od Cyganki w XVIw. Przepowiednia nie była pomyślna, dotyczyła losów jego rodu. Sprawdziła się po kilku wiekach. Można o tym poczytać tutaj.


Tupac Amaru II

Niedzicki zamek do dziś skrywa jedną z najbardziej fascynujących tajemnic, jeśli chodzi o zamki polskie. Przez kilka wieków zamek należał do węgierskiego rodu Berzevicsych. Jeden z nich, Sebastian Benesz de Berzeviczy (XVIIIw.), podróżując po świecie trafił do Peru. Tam poślubił dziewczynę wywodzącą się z inkaskiej arystokracji. Gdy urodziła im się córka, nadali jej imię: Umina. Ta z kolei została żoną bratanka przywódcy największego powstania Indian przeciw Hiszpanom, Tupaca Amaru. Gdy powstanie upadło, całej rodzinie groziło wielkie niebezpieczeństwo. Hiszpanie krwawo rozprawiali się przede wszystkim z przedstawicielami inkaskiej szlachty. Tupac Amaru zginął. Tym sposobem mąż Uminy został następcą tronu Inków. Sebastian z córką i jej mężem uciekł z Peru do Włoch. Tam urodził się mu wnuk, Antonio, któremu nadano przydomek Inka. Świadczyło to o tym, że uważany był za ostatniego potomka dynastii. Niestety mąż Uminy w tajemniczych okolicznościach został zasztyletowany i rodzina znów musiała uciekać. Tym razem do zamku Dunajec, do Niedzicy. Jak się okazało, tutaj też nie byli bezpieczni. W 1797r. na dziedzińcu zostaje zamordowana Umina. Sebastian, chcąc ratować swego wnuka, oddał go w adopcję swym krewnym Wacławowi i Annie Beneszom z Moraw. Jednocześnie na zamku zostają sporządzone stosowne dokumenty, poświadczające adopcję oraz testament małego Antonia, już wtedy Benesza. Całość została spisana 21 czerwca 1797r. w języku łacińskim. To dzień największego święta Inków - Święta Słońca. Z treścią dokumentu można zapoznać się na stronie http://wigwam02.republika.pl/Wigwam09/pliki/niedzica.htm
Naprawdę warto go przeczytać, bo na jego podstawie dowiadujemy się do czego zobowiązał się nowy opiekun Antonia. Zapoznając się z dalszymi jego losami dowiadujemy się, w jaki sposób wypełniał swoje zobowiązania.
Pełnoletni już syn Uminy dowiedział się o swoim pochodzeniu, jednak nie wywołało to u niego szczególnego zainteresowania. Dwukrotnie żonaty, w tym raz z Polką, Barbarą Rubinowską, Anton Benesz umiera 20 marca 1877r.
Umierając, wszelkie pozostałe dokumenty rodzinne przekazał swemu najstraszemu synowi, Ernestowi zabraniając mu wszelkich kroków, zmierzających do wyjaśnienia tajemnicy. Ten słowa nie dotrzymał, jednakże nic nie wskórał. Dopiero jego wnuk, Andrzej Benesz, zajął się zawiłościami dotyczącymi swego rodowodu. W kościele św. Krzyża w Krakowie odnalazł Akt Adopcji. Wtedy to zaczął poszukiwania informacji o swoim dziedzictwie. Udał się do Niedzicy, gdzie w 1946r. dokonał niezwykłego znaleziska, co dokładnie zostało udokumentowane. Pod progiem bramy górnego zamku znalazł ołowianą rurę, a w niej trzy skórzane rzemienie z licznymi supełkami (zw. kipu - pismo węzełkowe Inków), zakończone złotymi blaszkami, na których wyryto napisy w języku łacińskim: Titicaca, Vigo i Dunajecz. Istnieje domniemanie, że skarb Inków został podzielony na trzy części i wywieziony z Peru w trzy różne miejsca. Być może jedna z nich nadal spoczywa w Niedzicy?
Do dziś nie znaleziono także srebrnej trumny księżniczki Uminy, która podobno została pochowana pod basztą kapliczną. Następna legenda mówi, że kiedyś furman zw. Białym Jakubem spotkał ducha Uminy, która ukazała mu komnatę pełną skarbów. Prowadzący tu swoje badania radiesteci uważają, że na znacznej głębokości, pod zamkiem znajduje się loch, do którego archeologom jeszcze nie udało się dotrzeć.
Niestety Andrzej Benesz nie zdążył wyjaśnić nic więcej, gdyż zginął w wypadku samochodowym w dziwnych okolicznościach. Nie jest jedyną osobą związaną ze "skarbem", która poniosła śmierć, której nie można jednoznacznie wyjaśnić. Przykładem niech będą żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza, świadkowie odnalezienia kipu oraz kustosz niedzickiego zamku. Mówi się nawet o klątwie kapłanów ciążącej nad wszystkimi, którzy dążą do zgłębienia tajemnicy Testamentu Inków. Wielu zlekceważyło ostrzeżenia i ponieśli tego konsekwencje.
Mimo wszystko tajemniczy skarb nadal budzi sporo emocji, dlatego przybywając na zamek, może warto dokładniej przyglądać się stopniom, fragmentom murów, czy też wsłuchiwać się w szmery dobiegające z najciemniejszych zakamarków zamczyska, bo a nuż księżniczka Umina zechce wyjawić nam swą tajemnicę?

Więcej szczegółów na poruszany tutaj temat można znaleźć na stronie: http://wigwam02.republika.pl/Wigwam09/pliki/niedzica.htm
Ryciny pochodzą ze strony: http://zamki.res.pl/niedzica.htm


19 stycznia 2008

Zamek w Mosznej i jego tajemnice ...



Dwa lata temu, wracając z wakacji wstąpiłam do Mosznej. Miejscowość ta leży ok. 30 km od Opola. Wiedziałam, że znajdę tu zamek, inny od wszystkich jakie do tej pory widziałam. I nie zawiodłam się. Jest to bardzo nietypowa budowla. Wygląda, jakby była przeniesiona tutaj z jakiejś baśni. Jej wielkość i oryginalny kształt zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Liczy sobie 100 lat i wpisana jest do rejestru zabytków architektonicznych.



O wielkości zamku niech świadczy powierzchnia, którą zajmuje, czyli 7 tys. m.2. Mieści się w nim 365 pomieszczeń. Uwagę przyciąga 99 wież i wieżyczek. Cały ten teren, łącznie z parkiem od poł. XIX w. do 1945r. stanowił rezydencję niemieckiego rodu Tiele - Winklerów. Dwukrotnie gościł tutaj cesarz Wilhelm II. Poszczególne części zamku, dobudowywane były stopniowo. Wyraźnie różnią się stylem.


Część środkowa, to dawny pałac barokowy, odbudowany po pożarze w 1896r.


Najciekawsza część, wschodnia, posiada styl neogotycki.
Skrzydło zachodnie powstało w latach 1912-14. Reprezentuje ono styl neorenesansowy.
Zamek w Mosznej ma i swoje tajemnice. Swego czasu w pobliżu zamku odkryto ślady dwóch grodzisk średniowiecznych, a na terenie samego zamku fragment muru i drewnianej palisady. Mogłoby to potwierdzić wcześniejsze pogłoski, że w miejscu, w którym stoi zamek, swą siedzibę w średniowieczu mieli Templariusze. Podobno istnieje tunel prowadzący do podobnej budowli w Chrzelicach. Ale to niepotwierdzone jednoznacznie jak dotąd informacje.


Wokół zamku rozciąga się malowniczy park, jeden z największych na Śląsku. Nie ma on jasno określonych granic. Łączy się na obrzeżach z otaczającymi go łąkami i lasami. Przez jego środek prowadzi piękna aleja lipowa, wzdłuż której dostrzec można zbudowane w stylu francuskim i holenderskim kanały, którymi niegdyś pływały łodzie. Uroku temu miejscu dodają delikatne, ażurowe mostki.




Roślinność tego miejsca jest bardzo zróżnicowana. Rosną tu m.in. dęby czerwone, kasztanowce, wspomniane już lipy, ale też i choiny kanadyjskie. Pięknie prezentują się, zwłaszcza wiosną, rosnące wzdłuż kanałów rożne odmiany azalii i różaneczników.



W miejscu, gdzie dziś znajduje sie basen z fontannami kiedyś był ogród, nawiązujący swoim kształtem do renesansowych ogrodów włoskich.
Zacienione alejki prowadzą do miejsca spoczynku byłych właścicieli Mosznej.
Obecnie we wnętrzach zamku znajduje się Centrum Terapii Nerwic, a okolica ze specyficznym mikroklimatem sprzyja relaksowi.


Zapewne nie ma odwiedzającego to miejsce, który nie zwróciłby uwagi na wyzierającego z okienka jednej z wieżyczek kościotrupa, bo podobno jak każdy zamek i ten ma swojego tajemniczego, błąkającego się po korytarzach ducha ... Kto ma ochotę poczuć chłód jego obecności, niech uda się wieczorową porą na zamek w Mosznej.


W poście wykorzystałam dwa zdjęcia zamku z tej strony, oraz jedno zdjęcie parku z fotogalerii.


17 stycznia 2008

Dlaczego zamki, pałace i .... ?



Zamki budziły moją ciekawość już od wczesnego dzieciństwa. Rodzice nie szczędzili czasu na wycieczki bliższe i dalsze, toteż miałam okazję rozwijać swoje zainteresowania, oczywiście na miarę swego wieku. Z czasem zaczęłam zauważać nie tylko to, co widoczne dla oka, ale także to, czego można "dotknąć" innymi zmysłami. Każdy zamek, pałac, czy też pozostałości po nich mają swoją fascynującą zazwyczaj historię. Jak nieraz patrzę na wycieczki dzieciaków przeganianych przez wychowawców z miejsca na miejsce, by tylko zaliczyć kolejny punkt programu, jest mi ich bardzo żal. Nie tak powinno wyglądać rozwijanie wrażliwości młodych ludzi na wszystko co piękne, godne uwagi, wartościowe... Przecież, gdy widzi się coś, co przyciąga wzrok, nie pozwala przejść obojętnie, należy się zatrzymać, zastanowić, przyjrzeć dokładniej, nasycić zmysły ....i dopiero pójść dalej. Dlatego niezbyt chętnie swego czasu uczestniczyłam w szkolnych wycieczkach. Wolałam te rodzinne. Myślę, że to właśnie one ukształtowały moją wrażliwość.
Dziś, tym bardziej lubię chodzić swoimi ścieżkami, jak niepokorny kot - samotnik. Miejsca o których wspomniałam na początku z reguły oblegane są przez zwiedzających. Ja czekam wtedy tak długo, aż zrobi się w miarę pusto, by móc w ciszy i spokoju poczuć klimat wyjątkowego miejsca, a następnie spróbować najlepiej jak potrafię utrwalić go za pomocą aparatu fotograficznego. Moje umiejętności nie są może najwyższych lotów, ale staram się ciągle uczyć i poprawiać swoje błędy.
Chciałabym przedstawić Wam kilka takich moich "magicznych miejsc", które z różnych powodów zrobiły na mnie wrażenie.
A więc .... zapraszam.

13 stycznia 2008

Pszczyna - Zabytkowy Park Zamkowy


By poczuć specyficzną atmosferę zamku, trzeba odwiedzić go w porze, gdy nie ma tłoku. Tylko wtedy jest tu cicho i spokojnie. Można nie spiesząc się przystanąć, by uważniej przyjrzeć się wyposażeniu kolejnych komnat. Każda z nich umeblowana jest zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem. Jeśli ktoś nie może przyjechać do Pszczyny, by zwiedzić zamek, może to zrobić w inny sposób. Kliknij tutaj, a będziesz miał (a) okazję pospacerować po zamkowych komnatach.

Można powiedzieć, że Pszczyna także miała swego czasu swoją Lady Di. Mowa tutaj o "Daisy" (co znaczy stokrotka), czyli Marii Teresie Olivii Cornwallis-Vest, po mężu Hochberg von Pless, arystokratce angielskiej, żonie księcia pszczyńskiego Hansa Heinricha XV Hochberga.



To rodzina nadała jej przydomek, pod którym została zapamiętana. Urodziła się 28 czerwca 1873r. Dzieciństwo, które ukształtowało ją jako bardzo ciepłą, skromną, mimo przepychu jaki ją otaczał i ceniacą wartość rodziny kobietę, spędziła w północnej Walii. Więzy krwi łączyły ją z największymi domami arystokratycznymi w Wielkiej Brytanii. Bywała na dworach króla Edwarda VII i Jerzego V. Jej brat był ojczymem Winstona Churchilla. Była postrzegana jako jedna z najpiękniejszych dam Europy, kobieta pełną wdzięku i urody (jej talia mierzyła 50 cm), o której względy zabiegało wielu przedstawicieli znamienitych rodów. Swego przyszłego męża, Henryka Hochberg von Pless poznała na balu w Londynie.Jej ślub z księciem pszczyńskim odbył się 8 grudnia 1891 w londyńskim Opactwie Westminsterskim. Z podróży poślubnej, w którą wybrali się dokoła świata Daisy przywiozła m.in. sześciometrowej długości sznur pereł. Mieli czworo dzieci (córeczka zmarła jako niemowlę), a synowie to: Jan, Aleksander i Konrad, zwany Bolkiem. Do wybuchu I wojny światowej państwo von Pless wiedli bardzo wystawne życie. Mąż niczego jej nie odmawiał. Na zamku odbywały się bale, polowania, przyjmowano znamienitych gości. Pozwalał na to bardzo pokaźny majątek rodziny, w skład którego wchodziły m.in. kopalnie, huty, elektrownie, zamki, dworki, rozległe lasy i ... browar w Tychach. Księżną drażnił przepych w jakim przyszło jej żyć, trudno jej było zaakceptować styl życia Hochbergów. Jednak Daisy znalazła sposób, by pieniądze znalazły o wiele lepsze przeznaczenie niż rauty i podróże. Owszem, organizowała bale, ale na cel charytatywny i sama brała w nich aktywny udział, czym siała zgorszenie wśród arystokracji. Sfinansowała budowę sierocińca, szkoły, czy też przychodni dla ubogich. Jej małżeństwo przetrwało 32 lata, skończyło się rozwodem, po którym zamieszkała na zamku w Książu. Księżna von Pless była pacyfistką. Zarówno podczas I jak i i II wojny światowej pomagała rannym żołnierzom na kilku frontach, a także więźniom. Pisała petycje o godne traktowanie jeńców wojennych. To właśnie jej poglądy, działalność na rzecz ludzi w potrzebie, czułe serce i uroda sprawiły, że jest porównywana do "królowej ludzkich serc", czyli księżnej Walii - Diany.
Ta piękna, inteligentna, bogata kobieta była zarazem bardzo nieszczęśliwa. Jej krytyczna wobec Niemiec, jak i swego środowiska postawa nie ułatwiały jej życia. Otaczał ją luksus, a ona pragnęła sprawiedliwości, miłości, samorealizacji. Była kobietą nowoczesną, łamała konwenanse. Gdziekolwiek się pojawiła, zwracała na siebie uwagę, jak kolorowy motyl.
Zmarła, osamotniona 29 czerwca 1943r. w wałbrzyskiej willi, gdzie zamieszkiwała po wysiedleniu jej przez nazistów z zamku w Książu.
Kto ciekaw jest sekretów związanych z rodem Hochbergów niech zajrzy tutaj.
Historię losów księżnej von Pless opowiada film "Biała wizytówka".
W Muzeum Zamkowym pozostało po Daisy kilka fotografii, obrazów, a z garderoby turkusowa laska i pasek długości 56 cm.

Wróćmy do parku ...


Park Zamkowy urzekł mnie już wiele lat temu. Jest on częścią jednego z najpiękniejszych na Górnym Śląsku parków, a mianowicie Parku Pszczyńskiego. Już jako dziecko przyjeżdżałam tu z rodzicami. Było to w czasach, gdy strzegące wejścia na dziedziniec zamkowy lwy swą wielkością i groźną miną budziły respekt. Często, gdy tu przyjeżdżam, siadam na stojącej nieopodal nich ławeczce i wyobrażam sobie, jak to miejsce wyglądało w czasach, gdy żyli jego właściciele. Toczyło się tu ożywione życie towarzyskie: bale, przyjęcia, polowania ... Przechadzające się w pięknych sukniach panie, towarzyszący im panowie. Jakże inny świat ...


Wracając do parku, z rynku prowadzi do niego droga przez Bramę Wybrańców i dalej przez dziedziniec zamkowy. W tym miejscu do 1875r. bezpieczeństwa zamku strzegli wybrańcy pszczyńscy. Brama mieści się w najstarszym budynku zespołu pałacowego zwanym "Wartą", zachowanym w niezmienionym do dziś kształcie. To jednocześnie jeden z najstarszych zabytków Pszczyny. Pochodzi z 1687r. Był siedzibą straży zamkowej.
W bramie znalazła swoje miejsce stylowa kawiarnia "Cafe u Telemanna". Jej nazwa nie jest przypadkowa. Pochodzi od nazwiska wielkiego kompozytora epoki baroku, Georga Philippa Telemanna, nadwornego muzyka książąt pszczyńskich.


Historia Zabytkowego Parku Zamkowego sięga XVI w. i wiąże się z przebudową zamku w stylu renesansowym. Potem był on jeszcze dwukrotnie przebudowywany. Obecny, angielski styl nadano mu w II poł. XIXw. Jego kompozycja posiada cechy ogrodu romantycznego. Urody dodały mu mostki łukowe nad
kanałami.


Pięknie prezentuje się Pawilon Herbaciany na wyspie, skąd można podziwiać piękno zamku i jego odbicie w wodach stawu. Nie tak dawno odnowiono system wodny, a także przywrócono świetność kilku obiektom, m.in. herbaciarni, piwnicy lodowej i chińskiej bramie.


Parkowe alejki prowadzą w wiele ciekawych miejsc m.in. do skansenu - Zagrody Wsi Pszczyńskiej (wschodnia część parku), gdzie zobaczyć można chaty z autentycznym, charakterystycznym dla tego regionu wyposażeniem. W północnej i zachodniej części parku znajdują się groby książąt rodu Anhaltów i Hochbergów. Warto też zajrzeć także w miejsce, w którym wśród starych drzew stoi XVIII- wieczna kapliczka. Pod jednym z czterech umieszczonych na niej obrazów sakralnych umieszczono napis: "Bądź wola Twoja". Według legendy w tym miejscu kanclerz polski dogonił uciekającego do Francji króla Henryka Walezjusza, starając się namówić go do powrotu na polski tron, zresztą bezskutecznie. Chcesz poczytać jak to się odbyło, kliknij tutaj.



Na uwagę zasługuje też tutejsza przyroda. Piękne stare drzewa pamiętają zapewne historię tego miejsca. Spacerując, możemy podziwiać kasztanowce, platany, dęby, lipy, buki, rzadko spotykane rozłożyste tulipanowce. Pięknie prezentują się na wiosnę grupy kwitnących różaneczników. Park jest idealnym miejscem do sesji zdjęć ślubnych, stąd też nawet zimą można spotkać tu tulące się (i to nie tylko z racji płonącego uczucia) młode pary.
Ilekroć tu jestem, staram się utrwalać zmiany w tym krajobrazie, które dopiero upływający czas czyni bardziej widocznymi.
Zdjęcia księżnej Daisy pochodzą ze strony Wikipedii oraz pszczyńskiego portalu pless.pl